Na październikowym spotkaniu DKK, choć tytuł omawianej książki zobowiązywał, na pewno nie było cicho, cichutko. Najnowsza książka Ignacego Karpowicza o takim właśnie tytule („Cicho, cichutko”) wzbudziła wiele kontrowersji, ale stała się także przyczynkiem do wielowątkowych ciekawych dyskusji.
Tak tę metaforyczną sagę rodzinną wspomina Elżbieta Szafruga:
Ostatnio przeczytałam książkę inną niż dotychczas. Współczesny pisarz Ignacy Karpowicz, wielokrotny zdobywca prestiżowych nagród literackich, napisał powieść pt. „Cicho, cichutko”. Dzieło ma charakter lirycznej tragikomedii i opiera się na relacjach międzyludzkich, w których roi się od ironii i cynizmu.
Przeżywający boleśnie śmierć przyjaciela Pisarczyk z rozrzewnieniem wspomina wspólną pracę i szalone pomysły. Michał, umierając, nie wiedział o tragedii jaka dotknęła jego najbliższych. Wychowująca go ciotka nigdy nie zdobyła się na odkrycie przed nim całej prawdy wydarzeń z pewnej nocy Bożego Narodzenia.
Powieść zaskoczyła mnie i znużyła mową skrótów i niedomówień, jaką posłużył się autor wzorujący się na wypowiedziach i wspomnieniach Anny. Szczęśliwie ten chaos przeszedł wkrótce do meritum sprawy, jakim jest fatum lub po prostu przeznaczenie. Z pewnym niesmakiem odebrałam cyniczną wypowiedź dotyczącą osoby świętej i czczonej. Ta wypowiedź jest nie na miejscu, zwłaszcza gdy świadomie lub nie, uraża wierzących i kwestionuje jeden z dogmatów religijnych.
Niewątpliwie atutem książki jest doza humoru, który rozładowuje ciężką atmosferę tragizmu. Pomimo ogólnego rozczarowania uważam podjęty przez pisarza temat życia topionych na polskiej wsi za bardzo ciekawy.