24 listopada 2016 r. członkinie Dyskusyjnego Klubu Książki rozmawiały o powieści Glendona Swarthouta „Eskorta”. Tak jak wiele jego utworów została ona zekranizowana, oddając hołd amerykańskim kobietom, które na równi z mężczyznami zasiedlały Dziki Zachód. Przekraczając rzekę Missouri, przemierzając bezkresną prerię rozpoczynali nowe życie, stawiając domy z darni lub wykopując ziemianki. Pewna ich grupa przekroczyła Góry Skaliste w poszukiwaniu złota, zajmując tereny Indian. Masowa migracja sprzyjała rozwojowi handlu i dorabianiu się kosztem osadników (zawyżanie cen towarów oraz narzędzi). Źle funkcjonujące prawo było furtką dla dzikich lokatorów przejmujących czyjąś własność, a powstające jak grzyby po deszczu banki bankrutowały razem ze swoimi klientami. Bandy oszustów mamiły inwestorów do zakupu tzw. papierowych miast i domów. Do tego wszystkiego należy dołączyć kaprysy pogody i szerzące się choroby, które pochłonęły wiele istnień ludzkich wraz z dobytkiem.
Po jednej z najcięższych zim pastor metodystów przemierzający konno ziemie swoich wiernych, jedyny łącznik między nimi, dowiedział się o chorobie czterech kobiet. Dotknięte szaleństwem i oddzielone od swoich najbliższych miały być przetransportowane do rodzin na Wschodzie. W losowaniu nad wyborem konwojenta oprócz mężów chorych kobiet brała udział samotna nauczycielka Mary Bee Caddy, przejmując na swoje barki ciężar przedsięwzięcia. W miarę jak zbliżał się termin wyjazdu, coraz bardziej wątpiła w swoje siły. Los postawił na jej drodze mężczyznę o nadszarpniętej reputacji ratując mu życie zobowiązała go do odbycia wspólnej podróży. Trzysta dolarów, jakie wypłaciła z miejscowego banku i zaoferowała Briggsowi, stanowiło gwarancję na dotrzymanie zawartej umowy.
Jakie słabości odkryli w sobie nawzajem Mary i Briggs? Czy szczytna misja jakiej się podjęli została szczęśliwie ukończona?
Elżbieta Szafruga